Tak żywe niegdyś błękity Cieniami zaszły szaremi, Jakiś duch mgłami spowity Zimną dłoń kładzie na ziemi.
Przez mgieł przejrzyste zasłony Przegląda postać widziadła, Wzrok jakby mgłami zaćmiony, Twarz chłodna, smutna, wybladła.
Na czole wieniec sczerniały Kropelki sączy wilgotne… Po kwiatach, co się rozwiały, Zostały ciernie samotne.
Tak płynie z schyloną twarzą, Roznosząc ciszę złowrogą, A łzawe spojrzenia rażą Sennością, smutkiem i trwogą.
Przyciska do ziemi łona Dłoń skrzepłą – ziemia się wzdryga, Lecz tchem grobowym rażona, Martwieje – głuchnie – zastyga.
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz