Drogą szarą i stromą, co wśród skał się wiła,
Idę, przestronnym płaszczem po szyję okryty,
Na łąki, niespokojny i smutkiem przybity -
Pchała mnie do ucieczki tajemnicza siła.
Naraz jakby się nowa jasność objawiła:
Dziewczyna idzie ścieżką, spoziera w błękity,
Piękna jak owe lube i wdzięczne kobiety
Z kraju poezji. Moją tęsknotę zgasiła.
Otuliwszy się szczelniej, bo dreszcz przebiegł ciało,
Odwróciłem się. Widząc, że stracić ją mogę,
Że oddala się gniewna, jakby zawiedziona -
Jednak pobiegłem za nią. I dobrze się stało!
Że mi ciążył nadmiernie, przeto płaszcz na drogę
Zrzuciłem. A dziewczyna padła mi w ramiona.
Przełożył
Leopold Lewin.
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz